sobota, 23 marca 2013

Słoweńcy są wielcy.




Fakt, Słoweńcy są wielcy. I akurat nie mam tu na myśli dzisiejszych wyczynów Roberta Kranjca i spółki w Planicy. Choć chwała im za to. Jednak chłopaki, choć może nie wyglądają, są reprezentantami niezwykłego narodu, ponadprzeciętnie dużych ludzi. Taki to chichot historii, że kraj mały a obywatele jak olbrzymy. Na co dzień mam okazję przyglądać się Słoweńcom w różnych sytuacjach. Weźmy więc na warsztat jedną z nich. Stołówka niedaleko uczelni. Mnóstwo młodych ludzi wpada tu na obiad pomiędzy zajęciami. Porcje są naprawdę spore, a jak się ładnie uśmiechnąć do pani za ladą to i więcej ziemniaczków nałoży i sosu doleje. Więc siedzę sobie nad talerzem i męczę go na tyle długo, że mam czas z wrodzoną ciekawością porządnie rozejrzeć się wokół. I czuję się dziwnie. Bo kiedy w swoim kraju wzrostem plasuję się niemal idealnie w średniej krajowej - tu jestem po prostu jak krasnal. Jakby tego było mało, w oczy rzuca się masa. Gdyby nie to, że na stołówce nie serwują omletów z 20 jajek z owsianką, Hardkorowy Koksu z Pudzianem mogliby spokojnie tu wpaść na obiad i z łatwością wtopić się w tłum. Mam wrażenie, że narodowym sportem Słoweńców zaraz po wszelkich odmianach narciarstwa jest kulturystyka... No ale i apetyt ludowi dopisuje. Studencka porcja składa się tu z zupy, pieczywa, dania głównego, z górką ziemniaków, ryżu lub czego tam innego, sałatki, i deseru. Więc będąc w połowie posiłku zupełnie syty z niedowierzaniem oglądam sobie towarzyszy wsuwających po obiedzie bogatą porcję ciacha.

Talerz to ledwo daje radę...
 Żeby nie być gołosłownym wesprę się niezawodną Wikipedią. Otóż mówi nam ona, że obywatele państw w okolicy Gór Dynarskich, czyli z grubsza byłej Jugosławii przewodzą w tabelce najwyższych ludzi świata. I to z kosmicznymi wręcz 185 cm średniego wzrostu! I choć tabelka jak to z wiki, ma milion niepewnych źródeł, to jednak wiem co widzę i to mi się zgadza.


A co można zrobić po sytym obiedzie? No na przykład strzelić kawkę, albo piwko w jednej z setek tutejszych kafejek. To naprawdę istotny element życia tubylców. A szczególnie upodobali sobie spędzanie tak czasu na świeżym powietrzu. Więc kto by się tam przejmował zimą? To normalne, że w styczniu i lutym mimo śniegu i mrozu większość ogródków piwnych i przykawiarnianych jest otwarta. Różnica między sezonem letnim jest tylko taka, że na siedzeniach można znaleźć koce. A co, jak się bawić, to cały rok!


I tu znowu wracamy do Planicy. Bo tego łikendu odbywa się tam największa balanga w całych Alpach. Jak to wygląda z bliska? Relacja już niedługo. Tymczasem, na rozgrzewkę...


2 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem Twojej uwagi ale czuję niedosyt, nic nie wynikło z tego że są duzi, co poza tym?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz brak dociekliwości, ale to ciężka sprawa. Może dzięki temu, że są tacy duzi, tak mały kraj może sobie trwać i nikt go nie rusza? :-) Ale czemu tak jest? Drożdży dzieciom dosypują do śniadań w przedszkolach? Nie wiem...

    OdpowiedzUsuń