Zorganizowane wyjazdy, specjalne pociągi, prywatne samochody - wszyscy walili do jednej wąskiej alpejskiej dolinki. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi, to w skali tego kraju wręcz niezliczona horda. To tak jakby pod Wielką Krokiew przybyło pół miliona ludu. Skoki u nas popularne, ale dla takiego efektu chyba musiałby tam skakać sam papież. I nawet jeśli odliczyć watahy przybyłych i tu Polaków - to ciągle liczba Słoweńców pod Velikanką śmiało bije ilość demonstrantów na niezliczonych stołecznych protestach przeciw temu i owemu. I to razem wziętych.
Forma dopisuje... |
A jak to widziałem własnymi oczyma? Trochę inaczej niż zwykle - czyli dla odmiany wiele rzeczy mnie nie zdziwiło. Jak słyszałem przed wyjazdem - najbardziej barwną częścią planickiego tryptyku jest sobota. Wtedy to impreza zaczyna się wraz z porannym konkursem, a kończy późną nocą na koncertach w Kranjskiej Gorze. Oczywiście nikt za kołnierz nie wylewa. I choć teoretycznie niczego mocniejszego wnosić nie wolno - to nie dziwi, że sprytny lud swoje i tak przemyca, a w ilościach godnych podziwu. Zresztą sam miałem okazję się przekonać, że panowie ochroniarze zaglądają do plecaków tak, żeby niczego tam nie zobaczyć. Także niedziela choć w teorii to bardziej rodzinny dzień pod skocznią, trzeźwa bynajmniej nie jest.
Pewnie między innymi dzięki temu, liczba Polaków pod skocznią jest spora. Po raz kolejny to nie dziwi, skoro zawody nie tylko w Harrachovie - toż to prawie Polska, ale nawet w dalekim Oslo dominuje nasza publika. Ale rodacy przybywają tu nie tylko z kraju Adama Małysza, ale też z okolicznych państw, gdzie zwykle robią mniejsze lub większe kariery, przeważnie w branży budowlanej. I tu, wpisując się w miejscową tradycję, także częstują nowo poznanych wysokoprocentowymi trunkami. Warto wspomnieć też o inwencji w tworzeniu pieśni na cześć naszych zawodników. O ile te o piciu z Piotrem Żyłą jeszcze nie powalają, to fraza na znaną (aż za bardzo) melodię "a on tu jest i skacze dla mnie", budzi moje szczere uznanie.
W tym kontekście nie dziwi narodowość bohatera niedzielnego poranka, czyli bardzo lekko ubranego pana (tak, tak, miał jednak rękawiczki i skarpety), który właśnie Piotrowi Żyle chciał w ten sposób złożyć hołd. No właściwie nie wiem co dokładnie mu zamierzał zrobić, ale pozostańmy może przy założeniu, że to specyficzne wyrazy szacunku. Oczywiście szybko okazało się, że to Polak, który zabrał się na stopa jednym z autokarów z krajowymi kibicami.
Uwaga +18! |
Aczkolwiek radość to nie jedyne uczucie dla siedzącego w takim miejscu. Krótko mówiąc początkującym skoczkom wrażeń nie zazdroszczę.
A po tym wszystkim w głowie jeszcze długo gra: "Planica, Planica, snežna kraljica..."