niedziela, 21 kwietnia 2013

Bałkański alfabet.

Alfabetów ci u nich dostatek.


Nie każdy wie, że Lublana nie leży na Bałkanach. Nawet Słowenia właściwie nie jest ich częścią. Nie zmienia to faktu, że kulturowo i historycznie jest z tym regionem mocno związana  Zresztą wystarczyłoby zajrzeć Słoweńcom do garnków i na talerze, żeby się o tym przekonać. Sławny burek, čevapčiči, ajvar i wiele innych spaja ten region lepiej niż niejeden polityczny twór w przeszłości.
Jednak żeby poznać trochę Bałkany, trzeba ruszyć na południe. Profanacją byłoby stwierdzenie, że można wiele o nich powiedzieć po 3 dniach pobytu w Chorwacji i Serbii. Więc niniejszym się z tego tłumaczę, ale com widział to moje. I co nieco, krótko i zwięźle, zamierzam przelać na klawiaturę.

A -Ajvar. Czyli sos z tartej papryki. Już wspomniany - jedna z najbardziej charakterystycznych bałkańskich przekąsek. Jak dla mnie poezja smaku. Ale ten Serbski bije na głowę Słoweńskie wytwory.

C - Cyganie w Zagrzebiu. Gdyby nie to, że czasem stają na rogach ulic sprzedając telewizory, albo ciągną ulicami wózki ze złomem, stolica Chorwacji byłaby strasznie nudna i "europejska". Ale i tak nie jest to miasto, które robi przeogromne wrażenie. Można tu za to pojechać tramwajem do Sopotu. Serio!

Zagrzebski tramwaj. Akurat wraca z Sopotu.

D - Drożyzna w Zagrzebiu. Horror. Owszem to stolica, a tu rynek rządzi się swoimi prawami. Ale Chorwacja to nie kraj krezusów. Ludzie nie tacy bogaci. I już wystarczy, że na wybrzeżu zdzierają z wszystkich zostawiając ich jeno w kąpielówkach. Zwykły chleb po 4 zł, a jabłka za dychę? Piwo w plastikowej butli, a kosztuje no prawie tyle co jaki Guiness na Rynku we Wrocławiu. Na pocieszenie mają tu jednak hostele za 5 euro.

G - Golubac. Zamek na skraju przełomu Dunaju. Tu kończą się Bałkany, a zaczyna Unia Europejska. I chociaż to "tylko" Rumunia, to marka robi swoje. Z jednej strony zaniedbane ruiny zamku, bez zabezpieczeń i z kamieniami spadającymi na łeb. A z drugiej panie nowoczesność...

Wiatraki = cywilizacja.

K - Kibice Crveny Zvezdy. Fani tego Belgradzkiego klubu mają opinię jednych z największych wariatów w Europie. I wygląda na to, że nie nadaremno. Dobrych dziesięć tysięcy ludzi ściśniętych na jednej trybunie, zdzierających gardła przez cały mecz, wywijających flagami i mających tyle pirotechniki co w huczny sylwestrowy wieczór. Robi wrażenie. A to tylko przy potyczce z takim sobie Spartakiem Subotica, z drugiej połówki tabeli. Co to się musi dziać na derbach z Partizanem?!

Severna Armija.

K - Krezusi w Serbii. Mówi się, że Serbia biedna. Ale jestem pewien, że w tym kraju jest więcej milionerów niż w Polsce. No przynajmniej jeśli liczyć w dinarach.


M - Motoryzacja w Serbii. Po Belgradzkich ulicach jeździ oczywiście mnóstwo wypasionych bryk, z ciemnymi szybami. Ale często trafiają się też Volkswageny Golfy "dwójki". Na prowincjonalnych drogach "dwójki" już królują. A często trafiają się Golfy "jedynki"! A nawet w stolicy można wypatrzyć ciekawe modele Yugo, albo Zastavy.


O -Obiad. A mogłoby być R jak rozczarowanie. Człowiek jedzie taki kawał, to spróbowałby czegoś nowego. Więc wybrałem. Tradycyjna serbska potrawa o egzotycznej nazwie Sarma. A tu, żeby użyć odpowiedniej terminologii, klops. Okazała się ona być po prostu, zwykłymi, najzwyklejszymi gołąbkami. Jakie w każdym polskim domu można bez problemu zjeść. Do tego na bufecie mieli jeszcze coś co do złudzenia przypominało bigos. Globalizacja?

"Sarma"

P - Polscy kibice. Są wszędzie. O tym wiadomo nie od dzisiaj. Więc tylko takie małe potwierdzenie z toalet na kultowej Belgradzkiej "Marakanie".


S -Szczerość. Na Serbskiej prowincji turyści z "zachodu" chcieli sobie zajść do miejscowej knajpki na kawę. Właściciel zareagował zmieszaniem i propozycją, żebyśmy może poszli do kafejki na bulwarze nad Dunajem, bo tam bardziej cywilizowanie. Zostaliśmy. W towarzystwie starszych panów łojących w karty i domino. A jeszcze przydarzyła się domową Rakija dla jednego z towarzyszy podróży. Na koszt firmy oczywiście! 


Knajpka w Golubacu.

S - Swojskość. W Serbii jak w domu. Szczególnie w porównaniu do Słowenii. Trochę bałaganu, trochę śladów po wojnie, trochę syfu na przydomowych podwórkach, trochę zarośli i nieużytków, trochę (bardziej) starsze auta, mnóstwo reklam zapełniających każdą lukę w miejskiej przestrzeni. Ale jakoś to się trzyma. Jak w ojczyźnie.

Z - Zakazy. Kiedyś słyszałem, że czerwone światło dla pieszych w Serbii jest tylko dla informacji. I chyba to prawda, bo ciężko znaleźć miejsce, gdzie ktoś by je respektował.

Ż - Życie w Belgradzie. Ruch, gwar, tłumy na ulicach i chodnikach, handel gdzie popadnie, wszędzie wszystkiego pełno. Mieszkając w Lublanie można się za tym wręcz stęsknić.

1 komentarz:

  1. ajvar i čevapčič, kawa ! <3 dorzuciłabym do tego jeszcze ciorby rybne - pychota. Nie wiem czy zauważyłeś, ale w Belgradzie na każdym rogu niemal są budki, gdzie można kupić różnego rodzaju wypieki; bułeczki, rogale, pierożki, do wyboru na słodko lub słono - pychota ! A ten budynek z ostatniego zdjęcia specjalnie nie został odremontowany, żeby pokazać jak to mniej więcej wyglądało podczas ostatniej wojny na Bałkanach. fajny wpis!

    OdpowiedzUsuń