poniedziałek, 13 maja 2013

Majske Igre.



"Bo wreszcie przyszedł maj. Zrobiło się gorąco." No przynajmniej w piosence. Bo w Polsce to podobno ostatnio ciągle 30 stopni. Dzisiaj 10, wczoraj 10 i jutro 10. No ale nie o pogodzie tu ma być. Majske igre - czyli na nasze - majowe zabawy. Piękna sprawa. U nas owszem mamy juwenalia. Nie ma co narzekać, bo i na jakiś koncert można się załapać i inną rozrywkę wyhaczyć. Ale w Lublanie organizują sobie cwaniaki studenckie, majowe imprezowanie bardziej kompleksowo. Więc jak to wygląda? Picie, imprezy, muzyka, picie, imprezy, picie, noi potem jeszcze trochę picia... Tak sobie myślicie degeneraci? Oj nie, nie! Owszem bez tego jednego istotnego elementu pewnie żaden juwenaliopodobny produkt nie ma racji bytu. Ale poza tym dzieje się zaskakująco dużo innych rzeczy. Ot, co słyszę właśnie przez okno, za którym jest jedna z polowych scen? Proszę ja was - koncert chóru. A tak, tak, na poważnie się kręci. Tym bardziej, że sama scena wygląda jak ołtarz na Boże Ciało (poziom profesjonalizmu też jest podobny). Ale mniejsza o architekturę. Wykonawcy -  studenci, jak najbardziej dają radę. A konkurencję mają sporą, gdyż na innych koncertach pojawiają się nawet takie tuzy jak Bajaga. Nawet jak ktoś nie zna, to na pewno kojarzy jedną piosenkę Macieja Maleńczuka, z refrenem który idzie jakoś tak: wjebi..yyy, "wierzę jej, czy nie wierzę...", czyli "Ostatnia Nocka". A toż to jedynie kopia oryginału Bajagi. Nawiasem mówiąc co szczęśliwsi, mogli sobie na tym koncercie poskakać z Jurijem Tepešem. Zazdroszczę.


Oczywiście, wszystko za darmoszkę. To i nie tylko. W czasie majskich igier miałem okazję zaliczyć pierwszy w życiu koncert techno. Chociaż znawcy twierdzą, że to było coś innego, ale dla mnie kiedy niewyobrażalny bit daje po uszach, przemocne światła i lasery po oczach, a utwory nie kończą się i nie zaczynają tylko trwają bez przerwy to jest coś jak techno. Zresztą pamiętam jak kilkanaście lat temu sąsiedzi z bloku słuchali techno to brzmiało właśnie tak.

Dokładnie tak wyglądał koncert techno.

Ale na imprezie była też druga scena z inną muzyką. Czy lepszą to trudno powiedzieć, ale za darmo więc można znieść. Ale co przed koncertem? Otóż impreza trwała cały dzień. Mocno zdziwiłem się rano kiedy koło jedenastej widziałem masy ludzi bieżących ku parkowi Tivoli. Słowenia nauczyła mnie, że zwykle ludzie zaczynają się tu bawić koło północy albo i później. A tu tak z rana? Powód był jednak prosty. Dawali darmową wałówkę... Więc każdy chodził najedzony a więc i szczęśliwy. A można było spałaszować nawet solidny kawał świniaka z rusztu pieczonego na naszych oczach. A właściwie na oczach kilkudziesięcioosobowej żądnej krwi i mięsa kolejki chętnych.

Chłodne piwko, ciepły wieprzek. Idylla.

A co niektórzy mogli sobie, pojadłszy wcześniej do syta, zrobić zdjęcie z samym prezydentem. Może też przyszedł chłop dojeść? W końcu niby "kryza" w Słowenii. Ale czym najbardziej urzekają mnie majske igre? Nie tylko imprezy, ale też sport. Codziennie odbywają się tu różnego rodzaju rozgrywki. Ciężko wymienić wszystkie możliwości, ale jest choćby boks pod gołym niebem, piłka nożna kobiet, czy nawet siatkonoga i dwa ognie. Sam wyżyłem się na studenckim maratonie, (oczywiście maraton tylko z nazwy, nie z dystansu) w którym organizatorzy pomylili znaczki z odległością do mety i dzięki nim przebiegłem chyba najdłuższy kilometr w życiu. Spotkałem też niezwykle interesującą postać - słoweńskiego studenta filologii polskiej i prawdziwego polonofila. Niesamowite jak można żywić tak gorące uczucia do naszego pięknego kraju, który zwykle pięknym nazywamy tylko z ironią. A można! Ale ten chłopak skłonił mnie do głębszych przemyśleń, o których jeszcze w przyszłości. Tymczasem z niecierpliwością czekam na kolejne atrakcje majskich igier.

Bajaga in Instruktori.

2 komentarze:

  1. jestem bardzo ciekawa tych refleksji w przyszłości nad pięknym krajem :]

    OdpowiedzUsuń
  2. jesteś tutaj na erasmusie? trafiłam tutaj z wykopu :D ja też jestem tutaj na wymianie z duża grupą Polaków :)

    OdpowiedzUsuń