wtorek, 28 maja 2013

Ukryta opcja polska.


Przed przyjazdem do Lublany zastanawiałem się jak daleko sięgają macki polskiego rynku. Czy w słoweńskich sklepach można dostać marchewkowego Kubusia? W Czechach, na Słowacji czy na Węgrzech jak najbardziej, tylko jako Kubik, albo Kubu. A czy jest czekolada Wedla, Prince Polo, albo kakao Puchatek? A może nic takiego tam nie ma?
Po przybyciu na słoneczną stronę Alp zacząłem rozpoznanie. Szybko dało się zauważyć, że wiele produktów importuje się tu z Niemiec, Austrii i Włoch. Zresztą ponoć Słowenia niespecjalnie wyrabia z produkcją żywności. Jednak nie rzuciły mi się tu w oczy właściwie żadne popularne krajowe marki. Ani sery, ani wędliny, ani przetwory owocowe, ani nawet Tyskie, które według reklam można dostać wszędzie. Nie tu. Chyba, że w jakichś bardzo specjalistycznych sklepach. Nawet na półkach z mocnym alkoholem, który wydaje się być tu najpewniejszą pozycją, wyhaczyłem tylko jedną jedyną wódkę - Luksusową (0,7 l - prawie 10 eur, rzeczywiście "luksusowa").  Z czasem dały się zauważyć jeszcze inne wyroby. Nasze musli "Sante", polskie jabłka, jakaś czekoladka Hippi, kawa Mokate. Zaskoczyły mnie wieloziarniste chrupki z Otmuchowa, których nie widziałem wcześniej nawet w Polsce. Gdzieś tam przewinął się jeszcze rower Romet i stary poczciwy Fiat 126p. Oczywiście na ulicy, nie w salonie. Noi piwa. Ale nie żadne tam Lechy, czy Żywce. Naszym reprezentantem jest tu coś, co zwie się Donner. Nie jest to raczej wyszukana staropolska nazwa, ale za to cena - 50 centów plasuje go na pozycji lidera wśród najtańszych piw w całej Słowenii. A inny produkt tego samego browaru o jakże wdzięcznej nazwie Van Pur - piwo bezalkoholowe za 32 centy to już totalny cenowy rekordzista.


No cóż. Choć złoty trunek znad Wisły tani jak barszcz, to jednak generalnie z naszymi markami mizeria. Ale jest tu jeszcze drugie dno. Bo kto wie czy te jawnie polskie towary to nie jedynie wierzchołek góry lodowej biało-czerwonych wytworów. Bo kiedy się uważniej przyjrzeć można zauważyć coś ciekawego. Gilette, Nutella, Twix, Rexona, Desperados, te marki bynajmniej z naszego kraju nie pochodzą. Ale "Proizvedeno v Poljsku" stoi na nich jak byk. No, czasem bardziej światowo - Made in Poland. A to tylko kilka artykułów, na które ostatnio się natknąłem i najprawdopodobniej jest tego dużo, dużo więcej. Ponadto wielkim promotorem naszej gospodarki okazuje się być Lidl, gdzie praktycznie na każdej półce można trafić na jakieś polskie wyroby. Słodycze, alkohole, chemia, warzywa, co kto lubi. A podobnie jest też w Chorwacji. W sumie nie ma się co dziwić. Odciski na rękach naszych spracowanych robotników kosztują zwykle wiele mniej niż gdzie indziej na kontynencie.






Także jeśli komuś się ckni za ojczyzną - zawsze może sobie skoczyć do spożywczaka i zarzucić na ruszt Twixa z Sochaczewa...



4 komentarze:

  1. Do spisu polskich produktów dodałabym jeszcze ciastka firmy dr. Gerard i oczywiście rurki firmy Tago :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najbardziej tęsknię nad polskim piwem PIAST, Tyskie, albo żYWIEC.

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem pod wrażeniem Luksusowej i jej ceny! łooo matko, dla burżujstwa luksus :)

    OdpowiedzUsuń
  4. a może Ci go przyniesię z Polski jak przyjadę do Słowenii!?

    OdpowiedzUsuń